Niedziela sprzyjała Wege Festiwalowi i zachęcała do wyjścia z domu. Zainteresowanie wege przysmakami było widoczne już od wejścia na wydarzenie. Na szczęście kolejka przesuwała się szybko, bo personel sprawnie ogarniał kolejnych smakoszy. Zarówno tych kupujących bilety, jak i tych z wcześniej zakupionymi.
Wstęp na wydarzenie kosztował 5 złotych, które zdecydowanie warto było wydać. Event zachęcał kolorami, zapachami i smakami. To na co muszę zwrócić uwagę to problem ze sprawnym zakupem biletów przy pomocy mobilnej wersji strony Ekobilet. Niestety, mimo kilku prób nie udało mi się „przejść dalej”. Na szczęście szybko kupiłam bilet na miejscu. Tu ogromny plus za możliwość płacenia kartą.
Lepszej nie można było sobie wymarzyć. Pałac Kultury to w końcu najbardziej rozpoznawalny budynek w Warszawie. Łatwo jest tam dotrzeć, nawet osobom nie mieszkającym na co dzień w stolicy. Teraz minus dla równowagi: wejście na wydarzenie mogłoby być lepiej oznaczone. Spora kolejka osób chcących wjechać na szczyt PKiN, zagrodziła przejście i chorągiewki charakterystyczne dla Wege Festiwali, a co za tym idzie także wejście na event, były niewidoczne na pierwszy rzut oka.
Powiem Wam tak: było w czym wybierać. Na Wege Festiwalu można było zjeść pyszny obiad, deser, zrobić zapasy na później, kiedy skończyło się już miejsce w żołądku (ja tak zrobiłam :)), a także kupić oryginalne części garderoby, książki, kosmetyki i akcesoria do domu.
Przy każdym suto zastawionym stoisku witali wystawcy, np. Żarcie Mamuśki serwujące ręcznie lepione pierogi, załoga Masittā Korea food przygotowała udon z warzywami i tofu w różnych wariantach oraz Smak Obfitości, który przyciągał pasztetem z soczewicy, dyniowym puddingiem i kokosowym ciachem. Podczas eventu można było kupić także kiszonki, soki i pigwoniady od Pozytywnie Zakiszonych, masło orzechowe z Orzechowni, roślinne sery od Wege Sióstr i produkty od Igora i Rafała z Bezmięsny Mięsny. Na evencie spotkałam także Darię – połowę kobiecego duetu z Oh my Goji – kawiarnio-cukierni, która niedawno dołączyła do VegeMapy. Ich stoisko kusiło wszystkie zmysły ręcznie robionymi pralinkami i ciastami. Czekoladowe wróciło ze mną do domu i muszę przyznać, że lepszego dawno nie jadłam 🙂 Zdjęcie znajdziecie na Instagramie VegeMapy.
Mimo bardzo dużej liczby odwiedzających, każda z osób mogła przycupnąć by zjeść zakupione żarełko. Pośrodku dwóch dużych sal, gdzie odbywał się event stały długie stoły z ławami. Natomiast w rogach między filarami było na tyle dużo miejsca, żeby zjeść coś na szybko, nikomu nie wadząc i nie zostając potrąconym przez innych smakoszy.
Mój obiadowy zestaw wyglądał następująco: warzywne pierożki na parze z dodatkiem sosu sojowego (15 zł) i jaglane ciasto kokosowe (10 zł). Do domu pojechało ze mną czekoladowe ciacho z Oh my Goji (10 zł) i zapas pierogów z Żarcia Mamuśki (15 zł/6 szt.). Wybrałam te z zieloną soczewicą i boczniakami, cukinią ze słonecznikiem, szpinakiem z czosnkiem i kaszą pęczak ze słodką kapustą.
Wege Festiwal oceniam jako udany. To było wyśmienite popołudnie. Można było spróbować nowych smaków, zrobić zapasy i spędzić czas na intersujących wykładach Hani Stolińskiej-Fiedorowicz, Emila Stanisławskiego, Patrika Baboumiana i Szymona Urbana. Początkowo trudno chodziło się w tłumie, jednak to tylko świadczy o popularności wege jedzenia, i to mnie bardzo cieszy. Dlatego summa summarum ta niedogodność mi nie przeszkadzała. Była jednak inna, na którą musiałam zwrócić uwagę. Mimo że na plakacie promującym wydarzenie znalazł się słodki mops, na event nie można było wejść z pupilem. Administracja budynku PKiN nie wyraziła na to zgody. Smuteczek…Nie odkryję Ameryki pisząc, że wege ludzie lubią zwierzęta i chętnie zabierają je na tego typu wydarzenia.
Kolejne eventy odbędą się we Wrocławiu (10.11) i w Bydgoszczy (17.11). Przybywajcie tłumnie 🙂
Tagi: desery, weganizm, wege festiwal, wegetarianizm, zdrowe jedzenie